Patrząc na kalendarz nadal nie dowierzam, że to już ponad 2 lata odkąd jestem w USA.. Co pamiętam, kiedy tu lądowałam? Odurzający widok przepięknego San Francisco, wewnętrze ciepło w klatce piersiowej, tak jakbym znała już to miejsce i dziwną myśl.. "ZOSTANĘ TU". Nie wiem skąd to wiedziałam. Czasem myślę sobie, że może reinkarnacja istnieje i prawdopodobnie żyłam tu juz kiedyś.. Jedno jest pewne. Cokolwiek działo się w mojej głowie 14 lipca 2016 roku, okazało się prawdą.
Przed podjęciem decyzji o wyjezdzie nie byłam szczęśliwą osobą. Moi rodzice się rozwodzili, mój związek się rozpadał i nigdy nie darzyłam ogromną sympatią miasta w którym mieszkałam. Od zawsze tliła się we mnie iskierka nadziei, że może uda mi się coś zmienić.. Jednak zawsze przed zmianą hamował mnie strach. Poza tym, tak naprawdę nie wiedziałam dokąd pójść. Wiecie jak to jest. Male miasteczko, wszyscy się znają dookoła, jak rozstaniesz się z facetem tracisz wspólnych znajomych. Cieżko jest to wszystko zostawić od tak..
Nie zapomnę jak dziś, siedziałam z moją siostrą (kuzynką, ale M. zawsze będzie dla mnie jak siostra) u niej na tarasie, w jej domu na wsi. Rozmawiałyśmy o życiu, o tym jakie ono jest głupie i jak bardzo chciałybyśmy ruszyć z miejsca. I tego dnia pierwszy raz padły słowa o wujku mieszkającym w USA, który ma zamiar otworzyć biznes i potrzebuje kilku rąk do pomocy. Pomarzyłyśmy o życiu w Kaliforni i na tym się skończyło. Lecz kilka tygodni po Naszej rozmowie wypełnionej marzeniami M. dostała telefon i temat powrócił..
Ja? do Kaliforni?! Nie nie nie.. To nie dla mnie! Przecież ja mam tu życie! Nie mogę zostawić wszystkiego!!! Zaraz zaraz.. Życie, którego tak naprawdę nienawidzę? Może to znak! Może powinnyśmy lecieć..
Decyzje było podjąć ciężko.. Było wiele za i przeciw. Strach, lęk, obawa przed opuszczeniem kraju, chłopak, niewystarczająca ilość pieniędzy, kiepska znajomość języka obcego i praca którą wówczas miałam. Lecz chęć zobaczenia świata i siła przekonywania mojej siostry wygrały.
Wszystko udało się poukładać. Pozamykać wszelkie prywatne sprawy, aby z czystym sumieniem oderwać się od świata na pół roku. Myślę, że ostateczną decyzję o wyjeździe podjęłyśmy około miesiąca przed założoną wcześniej datą wylotu. Zakupiłyśmy bilety i dopiero wtedy dotarło do nas co tak naprawdę zrobiłyśmy. Nie było wiele czasu na rozmyślanie o konsekwencjach. Trzeba było pakować walizki i powiedzieć GOODBYE.
Pamietam jak dziś, siedząc na lotnisku, trzymając bilet w ręce i patrząc w okno, zastanawiałam się do samego końca.. czy dobrze zrobiłam? Odpowiedź była jedna - czas pokaże.
***
I still cannot belive it's been more than 2 years since I was in the US.. What do I remember when I landed here? The intoxicating view of beautiful San Francisco, the inward heat in the chest, as if I already knew this place and strange thought.. "I WILL STAY HERE". I don't know how I knew it. Sometimes I think that maybe reincarnation exists and I probably lived here before.. one think is certain. Whatever happened in my head on July 14th, 2016 turned out to be thrue.
I wasn't a happy person before deciding to leave. My parents were getting divorce, my relationship was falling apart and I never had much affection for the city where i used to live. There was always been glimmer of hope that I might be albe to change something. However, fear always stopped me from changing. Besides, I didn't really know where to go. You guys know how it is. Small town, everyone knows each other around, when you break up with your boyfriend you lose mutual friends. It's hard to leave it all away...
I'll never forget, I sat with my sister (my cousin, but M. will always be like a sister for me) on the terrace in her country house in Poland. We talked about life, about how stupid it is and how we would like to get going. And that day, the first time we spoke about my uncle living in the US, who is going to open a new buisness and needs a few hands to help. We were dreaming about life in California and it ended there.. But a few weeks after our conversation filled with dreams, M. got a phone call and the topic came back..
Me? Going to California?! No no no... It's not for me! I have life here! I can't just leave everything!!! Wait a minute.. A life that I really hate? Maybe it's a sign! Maybe we should go..
It was difficult for me to make a decisions.. There were many pros and cons.. Close all the private matters so that you can break away from the world for half a year with a clear conscience. I think, that we made the finall decision about a month before the date of departure. We bought tickets and then I think we realized what we really did. There was not much time to think about the consequences. We had to pack the bags and say GOODBYE.
I remember sitting at the airport, holding a ticket in my hand and looking at the window.. I was wondering untill the very end.. Did I do it right? The answer was one - time will tell.
Pierwsze kroki na obczyźnie nie należały do najtrudniejszych. Na Nasze szczęście miałyśmy tu wujka, który pomógł Nam bardzo. Zabierał w przeróżne miejsca i pokazywał przepiękną Sonoma County. W jego domu mogłyśmy czuć się jak u siebie. Od samego początku byłam zachłysnięta tym miejscem. Wszystko takie inne, takie duże.. takie piękne! Widoki, pogoda i ludzie. Wszyscy się tu uśmiechali a chociażby sprzedawca w sklepie zawsze zapytał co u Ciebie. Byłam, jestem i będę osobą otwartą, kochającą słonce i uwielbiającą przebywać wsród pozytywnych ludzi.. Może dlatego czułam wewnętrzne powiązanie z tym miejscem.
***
The first steps in exile were not the hardest ones. For our happiness, we had an uncle here, who helped us very much. He took us in various places and showed beautiful Sonoma County. At his house, we could feel like at home. From the very beginning I was swallowed up by this place. Everything was so different, so big.. so beautiful! Views, weather and people. Everyone was smilling here even the seller in the store always asked how was your day. I was, I am and I will always be an open person, who loves the sun and loves to be in the middle of positive people.. Maybe that's why I felt an internal connection with this place.
![]() |
![]() |

Jak już wcześniej wspomniałam, jednym z problemów (i to nie małym), z którym musiałam się zmagać, był język. Człowiek się uczy angielskiego przez pół swojego życia w szkołach, nawet wydaje mu się, że jakąś tam wiedzę ma, a jak przychodzi co do czego, żeby zrozumieć coś i się wypowiedzieć?? Zapomnij. To uczucie było straszne, jakbym stała się niemową. Jednak nie poddałam się. Ściągałam rożne aplikacje, próbowałam czytać i tłumaczyć książki. Najlepszym sposobem, który polecam wszystkim, okazało się oglądanie filmów po angielsku z angielskimi napisami. Widzisz obraz, słuchasz języka i czytasz pisownię. I tak powoli, powoli, kalecząc co drugie słowo zaczęłam komunikować się z ludźmi.
Tygodnie leciały jeden za drugim. Dni coraz piękniejsze, świat kolorowszy. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Biedną, bez najbliższych ale z uśmiechem na twarzy i radością w duchu. Będąc tu przez zaledwie kilka miesięcy zapomniałam o wszystkich troskach życia codziennego. Błędach młodości, nieudanych związkach i problemach rodzinnych. Życie było po prostu piękne (może duża ilość promieni słonecznych grzała mi zbyt mocno w głowę, stąd czułam to co czułam, nie wiem). Jednak na drodze stał potężny problem - bilet powrotny do Polski i data na nim widniejąca, która zbliżała się wielkimi krokami..
***
As I mentioned earlier, one of the problems (and it was not a small one) that I had to deal with, was language. We learn English for half of our life in schlools, even we think we have knowledge there, and when it comes to understand someone and say something? Forget it. This feeling was awful, as if I had become a mute. However, I didn't give up. I was downloading various applications, I tried to read and translate the english books. But the best way that I would totally recommend to everyone was watching movies in English with English subtitles. You see the picture, listen to the language and read the spelling. Slowly and slowly, hurting every second word, I starded to communicate with people.
Weeks were flying one by one. Days were more and more beautiful, the world colorful. I was the happiest person in the world. Poor, withoud the family and close friends but with the smile on my face and joy of the spirit. Being here just for a few months I forgot about all the worries of everyday life. Mistakes of youth, failed relationships and family problems. Life was just beautiful (maybe a lot of sunlight was heating my head too much, so I felt what I felt, I don't know). However, there was a huge problem on the way - a return ticket to Poland and a date on it that was approaching with a big strides...
"Nie wracam", powiedziałam mojej mamie przez telefon podczas jednej z Naszych porannych rozmów. Nie mogę opisać nawet jak ciężko mi było ją uświadomić, że ją opuszczam na dłużej niż planowałam. Łzy ciekły po policzkach, serce rozpadało się na kawałki. Lecz obie wiedziałyśmy, że żyje się raz. Mama zawsze powtarzała mi "córeczko, w wyniku jakichkolwiek niepowodzeń zawsze możesz wrócić. Jesteś młoda, piękna, mądra (tu przytaczam słowa typowej matki polki utwierdzającej swoje dziecko w przekonaniu, że jest ideałem, haha) spróbuj! Jeśli nie zostaniesz, nigdy nie dowiesz się co na Ciebie tam w życiu czeka.. Jak to zatem mówią "słuchaj się ojca i matki" - w moim wypadku posłuchałam mojej ukochanej mamy i zimą 2016 roku, żegnając moja ukochaną siostrę, zwolniłam jedno miejsce w samolocie na trasie San Francisco - Warszawa.
***
"I'm not coming back" I told my mom on the phone during one of our morning talks. I can't even describe how hard it was to let her know that I was leaving her for longer that I planned. Tears were streaming down my cheeks, the heart was falling apart. But we both knew that we live once. My mom always told me "you can always come back as a result of any setbacks. You are young, beautiful, smart (here I quote the words of a typical polish mother confirming her child in the belief that is ideal, haha) give it a try, if you do not stay, you will never know what are you waiting for in your life.. As they say.. " listen to your father and mother" - in my case, I listened to my beloved mom and in winter 2016, saying goodbye to my sister, I released one seat on the San Francisco - Warsaw route.
Wraz z decyzją zostania w USA wiązały się kolejne. Ogólnym założeniem było stanięcie na własne nogi i bycie niezależnym w tym wielkim świecie. Zaczęłam więc szukać swojego małego miejsca, gdzie mogłabym zamieszkać. Bo przecież u wujka na garnuszku nie zostałabym na wieczność. Zapytałam jednego z jego przyjaciół, czy nie wynająłby mi pokoju. Facet mieszkał sam, w dość dużym domu, z małym pieskiem a do tego wszystkiego był polakiem. Czy nie mogłabym mieć lepszego współlokatora? Zamieszkałam z Darkiem zaraz po tym, jak postanowiłam nie wracać do Polski. Od razu zaczęliśmy nadawać na tych samych falach. Od samego początku stał się moim najlepszym przyjacielem. Wiecie jak to jest, jak wpadną na siebie dwie bratnie dusze. Wspólne wypady na piwo, nad ocean, nocne rozmowy w kuchni przy winie i śmianie się do łez z rzeczy zupełnie nie śmiesznych. I tak właśnie w skrócie przestawiłam historię, jak to poznałam mojego obecnego męża i jak pokochałam mojego najwspanialszego psa Tanka :)
***
Along with the decision of stay in the US, there were more. The general assumption was to stand on my own feet and be independent in this big world. So I starded looking for my little place where I could live. Of course I wouldn't stay with my ucle forever. I asked one of his best friend if he would rent me a room. The guy lived alone, in a big house, with a small dog and he was Polish. Couldn't I have a better roommate? I moved in to Darek's house as soon as i decided not to go back to Poland. We immediately started to understand each other without the words. From the very beginning he became my best friend. You know how it is, when two soul mates meet each other. Common trips to a beer, the ocean, night talks in the kitchen by the wine and laughing to tears with completely unfunny things. And this is how I briefly set the story, how I met my current husband, and how I fell in love with my greatest dog Tank :)
Jak pisałam na początku, jestem tu 2 lata. 2 najlepsze lata mojego życia. Czy decyzja, którą podjęłam była dobra? Na to pytanie szczerze odpowiem sobie pewnie przed śmiercią, ale na dzień dzisiejszy śmiało mogę powiedzieć - gdybym mogła cofnąć czas, nie zmieniłabym ani jednej sekundy mojego życia! A z Wami chciałabym zacząć dzielić się jego fajnymi momentami, bo myślę, że Kalifornia jest pięknym miejscem, które szczerze kocham. Więc czemu nie pokazać jej światu troszkę bliżej? :)
P.s. Wszystkie zdjęcia umieszczone w tym poście, to stare kopie z mojego konta na Instagramie. Nie mam żadnych innych zdjęć z tamtego okresu ale obiecuję, że kolejne będą lepsze. Do usłyszenia!
***
As I wrote at the beginning, I am here for 2 years, 2 best years of my life. Was the decision that I made good? I will honestly answer this question before I die, but today I can confidently say - if i could turn back time, I would never change a single second of my life! And with you guys I would like to start sharing the cool moments of it. I think California is a beautiful place which I sincerely love. So why not to show it little closer? :)
Ps. all photos in this post are old copies from my Instagram account. I don't have any other photos from that period but I promise, in the future they will be better. See you!
Marta wielkie "wow" za podjętą przez Ciebie decyzję, a jeszcze większe za... Twój angielski! Oglądam Twoje instastories - Twój angielski jest łatwy i przyjemny dla ucha i gdy czytam, że gdy leciałaś do Stanów to wcale nie był perfekcyjny... A może wpis o tym, jak się go uczyłaś poza oglądaniem filmów?
ReplyDelete